Sobótka

W ciemnym lesie pośród bagien
gdzie drzew starych kilka stało
dziewczę młode cicho szlocha
piersią tuląc martwe ciało

Po policzkach łzy jej płyną
Ból okrutny kryje w sobie
Jej kochany wszak niedawno
wiecznym snem spoczywał w grobie

Jego oczy, martwe oczy
niczym drogowskazy piekła
jego twarz anielsko biała
no a dusza zeń uciekła

Te nadzieje i marzenia,
które dotąd nosił w sobie
pochłonęła czarna ziemia
razem z nim usnęły w grobie

Lecz to czas jedynej nocy
kiedy magia włada światem
Czas gdy szepcą wszystkie drzewa
moze go obudzą zatem

Może leśni słudzy cienia
przywołani w noc Kupały
sprawią, że powróci dusza
ze snu wstanie ukochany

Tzzeba zatem czar odprawić
wezwać księżyc do pomocy
prosić ogień by rozpalił
światłem jego martwe oczy

By wróciły sny, marzenia
i nadzieja tej miłości
by już zawsze trwało szczęście
Wprost z kochania i radości

Lecz gdy tylko dziewczę smutne
twarz zbliżyło do kochanka
cała aż zadrżała z trwogi
bo nie miała przecież wianka

A to dzięki niemu właśnie
jest nadzieja, że się uda
w sobótkową noc magiczną
prawie boskie czynić cuda

Tak nie mogąc być już nigdy
z chłopcem, który żył w jej sercu
Padła z bólem na kolana
na utkanym z mchu kobiercu

I zrobiła to co mogła,
pewnie mi nie uwierzycie
by dosięgnąć swej miłości
Odebrała sobie życie

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Cyniczny niszczyciel światów

Tajemnica mglistej łąki

Cyrk dziwadeł