Ballada o błocie
Koniec końców, przyszła jesień,
ta zrodzona z łona lata
i przejęła we władanie
wszystko, aż po krańce świata
Tak to właśnie tej jesieni,
resztką sił i ledwo odzian
Do dziewczyny ze swych marzeń
czołgał się nieboży młodzian
By ją tulić w swych ramionach
pełzł przez błoto zakrwawiony...
ale czasem z pięknych marzeń
wylęgają się demony
Bo dziewczyna taka cudna
czarne oczy - dwa zaklęcia,
miast młodziana, co ją kochał
bogatego wzięła księcia
Ten zaś był wpatrzony jeno
w blask korony swej ze złota,
a gdy dziewczę go znudziło,
butem wepchnął ją do błota
Tam skąpana w lepkim szlamie
leżąc, wzrok uniosła w górę
i dostrzegła, że dokoła
niej demony pieją chórem
A wśród nich nieboży młodzian
co mu z żalu pękło serce
Teraz jesteś mu na równi,
lecz on nie chce cię już więcej
Cóż ja pocznę o nieszczęsna?
- kwili dziewczę, wstając z błota
Tyś mnie kochał tak prawdziwie,
Tyś prawdziwszy był od złota
Teraz mogłabym być Twoja,
och jak bardzo ja bym chciała...
Młodzian na to parsknął śmiechem,
więc po cichu zapytała
Czy nie boisz się tych diabłów?
Nie - on odrzekł ze spokojem
Moje serce już jest martwe,
więc niczego się nie boję
Koniec końców, przyszła zima,
co zrodziła się z jesieni
Zasypała śnieżnym puchem
całe błoto na tej ziemi.
ta zrodzona z łona lata
i przejęła we władanie
wszystko, aż po krańce świata
Tak to właśnie tej jesieni,
resztką sił i ledwo odzian
Do dziewczyny ze swych marzeń
czołgał się nieboży młodzian
By ją tulić w swych ramionach
pełzł przez błoto zakrwawiony...
ale czasem z pięknych marzeń
wylęgają się demony
Bo dziewczyna taka cudna
czarne oczy - dwa zaklęcia,
miast młodziana, co ją kochał
bogatego wzięła księcia
Ten zaś był wpatrzony jeno
w blask korony swej ze złota,
a gdy dziewczę go znudziło,
butem wepchnął ją do błota
Tam skąpana w lepkim szlamie
leżąc, wzrok uniosła w górę
i dostrzegła, że dokoła
niej demony pieją chórem
A wśród nich nieboży młodzian
co mu z żalu pękło serce
Teraz jesteś mu na równi,
lecz on nie chce cię już więcej
Cóż ja pocznę o nieszczęsna?
- kwili dziewczę, wstając z błota
Tyś mnie kochał tak prawdziwie,
Tyś prawdziwszy był od złota
Teraz mogłabym być Twoja,
och jak bardzo ja bym chciała...
Młodzian na to parsknął śmiechem,
więc po cichu zapytała
Czy nie boisz się tych diabłów?
Nie - on odrzekł ze spokojem
Moje serce już jest martwe,
więc niczego się nie boję
Koniec końców, przyszła zima,
co zrodziła się z jesieni
Zasypała śnieżnym puchem
całe błoto na tej ziemi.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz